Jak Jasiek, Kaźko i Opolczyk mieszali w polityce Królestwa Polskiego - fragment 3 tomu

 

Artykuł ukazał się w miesięczniku WPiS nr 1/2017. 

Od czasów Łokietka stolicą Królestwa Polskiego był Kraków. Na ilustracji: widok Krakowa z „Kroniki świata” wydanej w Norymberdze w 1493 r. Jest to najstarsze zachowane przedstawienie miasta. Od czasów Łokietka stolicą Królestwa Polskiego był Kraków. Na ilustracji: widok Krakowa z „Kroniki świata” wydanej w Norymberdze w 1493 r. Jest to najstarsze zachowane przedstawienie miasta.

Przestawiamy fragment 3 tomu bestsellerowych „Dziejów Polski” autorstwa prof. Andrzeja Nowaka. Tekst tego wyczekiwanego dzieła jest już gotowy i przechodzi redakcyjną korektę, w lutym zaś trafi do druku, a następnie do rąk czytelników. Nie mamy wątpliwości, że 3 tom powtórzy sukces dwóch swoich poprzedników. Gwarancją jest osoba autora i marka naszego wydawnictwa. A próbkę wyśmienitej lektury, jaka już niedługo nas czeka, daje zamieszczony poniżej fragment, traktujący o politycznym zamieszaniu, jakie nastało w Polsce po bezpotomnej śmierci Kazimierza Wielkiego.

 

Opolczyk, najwybitniejszy w drugiej połowie XIV wieku przedstawiciel śląskiej linii Piastów, odsuniętej od tronu polskiego przez przyjęcie obcej, czeskiej zwierzchności, będzie jednym z ważniejszych bohaterów (choć nie zawsze w pozytywnym sensie tego słowa) naszej opowieści o kolejnych trzech dekadach polskich dziejów. Urodzony w 1325/1326 r., był pierworodnym synem Bolesława II opolskiego i Elżbiety, córki Bernarda świdnickiego i Kunegundy, córki króla Władysława Łokietka. Władysław opolski był więc w prostej linii, ale „po kądzieli”, prawnukiem Łokietka (i po nim zapewne otrzymał swe imię). To pochodzenie na pewno ułatwiło mu sukces, jaki osiągnął na dworze węgierskim. Drogę w tej karierze torowała Elżbieta Łokietkówna, od lipca 1320 r. królowa Węgier, a po śmierci męża, Karola Roberta, niezwykle wpływowa i aktywna królowa-matka Ludwika Węgierskiego. Wśród wielu drobniejszych Piastów i rycerzy z Polski, szukających szans na kariery pod jej skrzydłami (wnikliwie przebadał losy tej grupy krakowski mediewista, Stanisław Sroka), Władysław zrobił największą. Użyty do misji dyplomatycznej, mającej załagodzić spór Andegawenów z Luksemburgami, Władysław umiał już w roku 1365 zdobyć fawory zarówno Ludwika Węgierskiego, jak i cesarza Karola IV (pana lennego księstwa opolskiego). Dowodem utrzymania wyjątkowego zaufania króla Ludwika stało się powierzenie Władysławowi w roku 1367 najwyższego świeckiego dostojeństwa w Królestwa Węgier – urzędu palatyna, który faktycznie zastępował króla w sprawowaniu sądów na terenie ogromnego państwa. Władysław pełnił ów urząd niezwykle sumiennie (i z wielkimi dla siebie korzyściami finansowymi). Przez swój pierwszy ożenek – z córką wojewody wołoskiego, Mikołaja Aleksandra Basaraba – Władysław odgrywał także istotną rolę w południowo-wschodniej polityce Węgier. Wkraczając z takim już bagażem doświadczeń – i ambicji – do polityki polskiej w roku 1370, będzie w niej Opolczyk jednym z najistotniejszych instrumentów króla Ludwika, ale także cierpliwym budowniczym własnej, niezależnej pozycji.

Był jeszcze trzeci piastowski książę, poza Kaźkiem i Opolczykiem, który uczestniczyć będzie, a raczej mieszać, w tej grze, jaka toczyła się po śmierci Kazimierza między „stronnictwami” politycznymi Królestwa Polskiego. Był nim książę Władysław Biały, ostatni przedstawiciel kujawskiej linii Piastów – tej, z której wywodzili się przecież Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki. Władysław Biały (urodzony między 1327 a 1333 rokiem) był synem księcia gniewkowskiego Kazimierza, Łokietkowego bratanka, który pozbawiony swojego księstwa przez Krzyżaków, mógł wrócić do niego po pokoju kaliskim w roku 1343. To mikroskopijne księstewko odziedziczył po ojcu Władysław, ale w 1363 czy 1364 r. zdecydował się je sprzedać Kazimierzowi Wielkiemu za sumę 1000 florenów i ruszyć w świat. Pielgrzymował do Jerozolimy, odwiedził papieża w Awinionie, by w końcu wstąpić do zakonu: najpierw cystersów w Citeaux, a następnie benedyktynów w burgundzkim Dijon. W 1370 r. to właśnie mnich Władysław Biały był faktycznie najbliższym krewnym w linii męskiej zmarłego Kazimierza Wielkiego. I to on właśnie przyciągnie uwagę oponentów panowania Andegawena w Polsce, jako następny kandydat po niezbyt rwącym się do tej roli Kaźku słupskim. Kiedy tylko dowie się o śmierci Kazimierza, niespokojny mnich-Piast postanowi zrzucić sukienkę zakonną i wrócić do kraju, by spróbować szczęścia w walce o bardziej ziemskie cele w Królestwie Polskim.

Źródło fermentu, pozwalającego mu snuć jakieś nadzieje, biło w Wielkopolsce. Ta dzielnica, dumnie nosząca wciąż miano Polski po prostu, mająca nie tylko instytucjonalne oparcie dla swych ambicji w arcybiskupstwie gnieźnieńskim, ale także bardzo silną w swych elitach pamięć własnego „starszeństwa” w stosunku do Małopolski, odczuwała w przykry sposób przesunięcie środka ciężkości monarchii Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego do Krakowa. Arcybiskup Jarosław i przedstawiciele szlachty wielkopolskiej poprosili więc Ludwika, by ten koronował się nie na Wawelu, ale w Gnieźnie. Ten obiecał, że po dopełnieniu obrzędów koronacyjnych w Krakowie, pojedzie do Wielkopolski, by choć uroczyście zasiąść ze wszystkimi królewskimi insygniami na tronie w archikatedrze gnieźnieńskiej.

Królowa Elżbieta Łokietkówna (pierwsza z lewej) na XIV-wiecznym fresku w zamku Runkelstein w Południowym Tyrolu. Królowa-matka została regentką Ludwika Węgierskiego w Polsce. Królowa Elżbieta Łokietkówna (pierwsza z lewej) na XIV-wiecznym fresku w zamku Runkelstein w Południowym Tyrolu. Królowa-matka została regentką Ludwika Węgierskiego w Polsce.

Do Wielkopolski król ruszył, zatrzymał się na dwa dni w Gnieźnie, ale pod wpływem rady panów małopolskich uznał, że jakieś naśladowanie koronacji okryje go tylko śmiesznością. Obietnicy danej Wielkopolanom nie dotrzymał, a regalia polskie zabrał ze sobą na Węgry (powrócą stamtąd dopiero w roku 1412). Mówił, że mu polskie powietrze nie służy. I może nie kłamał wcale. Nie zmienia to faktu, że spieszył się do swojego kraju, do centrum swojego andegaweńskiego imperium. Bo to Węgry były niewątpliwie centrum poszerzonego teraz o Polskę konglomeratu politycznego. Polska stawała się peryferią. A w niej peryferią peryferii – Wielkopolska.

W Polsce zostawił Ludwik swoją matkę, starszą siostrę Kazimierza Wielkiego, Elżbietę Łokietkównę. Ona przyjmowała funkcję regentki, nazywana teraz „starszą królową Węgier i Polski”. Elżbieta, choć cieszyła się niekwestionowanym autorytetem dostojnej seniorki królewskiego rodu Piastów i była wciąż pełną energii i władczych ambicji kobietą, to jednak od 50 lat żyła już wśród Węgrów, z dala od polskich spraw, zwłaszcza wewnętrznych. Skazywało ją to na wybór miejscowych doradców w Krakowie, którzy pomogliby jej rozeznać się w sprawach nowego królestwa jej syna i w faktycznym zarządzaniu tymi sprawami. Pod ręką, gotowi do takiej pomocy byli panowie małopolscy, a zwłaszcza nowo wydźwignięci w tej elicie Kurozwęccy: wojewoda krakowski Dobiesław i jego syn, archidiakon krakowski, Zawisza. Obaj żądni zaszczytów i władzy, obaj także okazali się bardzo zdolnymi graczami w politycznej rozgrywce o przyszłość Polski.

Wkrótce po wyjeździe króla Ludwika na Węgry, w grudniu 1370 r., Kurozwęccy wyeliminowali skutecznie kluczowego na dworze konkurenta, jakim był podkanclerzy Janek z Czarnkowa. Ten protestował zapewne nie tylko przeciw częściowemu unieważnieniu testamentu Kazimierza, ale jeszcze bardziej przeciwko uwiezieniu insygniów koronacyjnych Królestwa Polskiego do Budy. Najbardziej zabolało go wywiezienie przez Ludwika – jak się domyśla autor najnowszego studium o Kronice Janka, Janusz Bieniak – całego archiwum koronnego, dokumentującego działalność dyplomatyczną czasów Łokietka i Kazimierza Wielkiego (archiwum to nigdy do Polski nie wróciło, najprawdopodobniej spalone w Budzie po zdobyciu tego miasta w XVI wieku przez Turków). Dla nadzorującego to archiwum i rozumiejącego jego znaczenie podkanclerzego był to cios najdotkliwszy w suwerenność Polski. Rozumiał, że stolica Polski została przeniesiona nad Dunaj – i nie akceptował tego. Kurozwęccy wykorzystali opozycyjne nastawienie Janka, żeby doprowadzić do jego dymisji z urzędu podkanclerzego. Na to miejsce nominację od regentki uzyskał młodszy z nich – Zawisza. Zdesperowany Janko, wiedząc, że jego dni na dworze krakowskim są policzone, zdecydował się wówczas na krok na pozór szalony: spróbował wykraść grobowe insygnia królewskie Kazimierza Wielkiego, aby choć z ich pomocą zwiększyć szanse na odzyskanie podmiotowości politycznej przez Polskę (i uratować własną karierę…), pod nowym, nie-andegaweńskim władcą, którego można by przy ich pomocy koronować.

Pomnik cesarza rzymskiego i króla czeskiego Karola IV Luksemburskiego w Pradze. Karol był jednym z głównych politycznych przeciwników Ludwika Węgierskiego. Pomnik cesarza rzymskiego i króla czeskiego Karola IV Luksemburskiego w Pradze. Karol był jednym z głównych politycznych przeciwników Ludwika Węgierskiego.

Najprawdopodobniejszym kandydatem był Kaźko słupski. A ten, jak już wiemy, do władzy królewskiej ani się nie garnął, ani nie miał do niej żadnych predyspozycji – co sam Janek będzie musiał przyznać po latach w swojej Kronice, opisując Kaźka jako „słabego ciałem” (debilis corpore), a także „gwałtownego i niestałego” (instabilis et vehemens). Czy w grę wchodził wobec tego także książę Władysław Biały? Nie można tego wykluczyć. Zamach na grobowe insygnia w każdym razie się nie udał. Janek został oskarżony o zbrodnię obrazy majestatu. W obronę wzięli go duchowni dostojnicy Królestwa, związani, tak jak on, ze „stronnictwem legitymistycznym”, biskup krakowski Florian oraz arcybiskup Jarosław Bogoria. Sąd duchowny uwolnił Janka, ale Kurozwęccy doprowadzili do postępowania przeciw Jankowi przed sądem świeckim, który w czerwcu 1372 r. skazał go na karę banicji, infamii i konfiskaty mienia. Janek jednak wróci w następnym roku do Wielkopolski, pod skrzydła arcybiskupów gnieźnieńskich – najpierw Jarosława, a potem jego następcy, Janusza Suchywilka. Tam już jednak żadnej politycznej roli nie odgrywał, mógł za to zająć się pisaniem swojej arcyciekawej Kroniki, doprowadzonej aż do jesieni roku 1384.

Zatrzymajmy się na chwilę przy aferze Janka z Czarnkowa, by zastanowić się w jej świetle nad sytuacją Polski pod rządami Andegawena. I nad tym, czy była dla owych rządów jakaś realna, lepsza alternatywa. Przypomnijmy więc, że kiedy Ludwik odjechał na Węgry, to nie dla rozrywki, ale żeby prowadzić dalej dyplomatyczno-militarną walkę z Karolem IV Luksemburskim – tę samą, w której wiernym sojusznikiem Ludwika był do listopada 1370 r. Kazimierz Wielki. Ludwik nadal nie chciał dopuścić do przejęcia przez Luksemburgów panowania nad Marchią Brandenburską i wspierał wciąż panującego w niej Wittelsbacha. W lipcu 1371 r. rozpoczęły się działania zbrojne. Wojska króla węgierskiego, pod wodzą jego palatyna, księcia Władysława Opolczyka, uderzyły na Morawy i spustoszyły tę część czeskiej Korony. Najprawdopodobniej w tym momencie właśnie (jak datuje to we wspomnianym studium Janusz Bieniak) doszło do próby wykradzenia insygniów z grobu Kazimierza. Janek nie był więc może aż tak szalony, jakby się na pozór zdawało. Kiedy trwała realna wojna między mocarstwami, czyli Ludwikiem Węgierskim a Karolem IV Luksemburskim, udana dywersja w Polsce, powierzenie korony, choćby i grobowej, jakiemuś antykrólowi (Kaźkowi czy Władysławowi Białemu) przeciwko Ludwikowi mogło istotnie pomóc obozowi luksemburskiemu.

Gdyby wojna się rozwijała nadal, wówczas można było także zakładać, że obalenie sukcesji andegaweńskiej w Polsce spotkałoby się z poparciem Karola IV i miałoby w związku z tym całkiem realne szanse powodzenia. Łatwo by się to jednak nie dokonało. Wojna musiałaby się przenieść na teren Polski. Jak długo by trwała i jakim skutkiem się zakończyła? – tego oczywiście nie można nawet poważnie analizować, zbyt daleko bowiem oddalamy się już od rzeczywistego przebiegu zdarzeń. Na pewno jednak owa wojna nie przyniosłaby stabilizacji ani dobrobytu w Królestwie. Polska, zamiast być obiektem polityki dynastycznej Andegawenów, stałaby się obiektem polityki mocarstwowej Luksemburgów, prowadzonej przy pomocy nic nie znaczących miejscowych figurantów, takich jak Kaźko czy książę-mnich Władysław Biały. Janko, kto wie, może zostałby kanclerzem, może biskupem krakowskim, zamiast klepać (względną) biedę na politycznym uchodźstwie w Wielkopolsce.

Władysław Opolczyk, książę śląski z dynastii Piastów, prawnuk Łokietka, współpracownik Ludwika Węgierskiego i palatyn jego królestwa. Rysunek Jana Matejki. Władysław Opolczyk, książę śląski z dynastii Piastów, prawnuk Łokietka, współpracownik Ludwika Węgierskiego i palatyn jego królestwa. Rysunek Jana Matejki.

Ale nie został. Okazał się bowiem nieroztropny, stawiając (tak jak kilka razy wcześniej, ale jednak ostrożniej, sam Kazimierz Wielki) na Luksemburga. Karol IV nigdy nie rzucał wszystkiego na jedną kartę, zwłaszcza na polską kartę. Wolał zawsze uniknąć wielkiej wojennej konfrontacji, aniżeli się w niej pogrążać. I tak też było w roku 1371. Już w październiku doszło do zawieszenia broni między nim a Ludwikiem. Możliwe okazało się porozumienie dynastyczne, bowiem Ludwik doczekał się córek: w lipcu 1370 r. urodziła się Katarzyna, a w następnym roku Maria. Karol IV miał natomiast, obok starszego Wacława, dwóch nowych synów, zrodzonych przez Elżbietę Pomorską: w 1368 r. Zygmunta, a w 1370 r. Jana. Negocjacje pokojowo-matrymonialne prowadził znów książę Władysław Opolski. W marcu 1372 r. Karol IV wystawił dokument, w którym zrzekał się pretensji do wszelkich krajów pod panowaniem Ludwika Węgierskiego, a także potwierdził mariaż swego 4-letniego syna, Zygmunta, z jedną z przebywających na razie w kołyskach córek Ludwika. Mimo oporu części rady królewskiej w Budzie przeciwko zgodzie z Karolem IV, Ludwik dwa miesiące później zatwierdził pokój z Luksemburgami. Choć stosunki węgierskiego Andegawena z Karolem IV pozostaną nadal dość napięte, to jednak już do wojny między nimi nie doszło. W czerwcu 1373 r. układem w Wyszehradzie przypieczętowano przyszłe małżeństwo małego Zygmunta luksemburskiego z Marią andegaweńską, na co papież udzielił specjalnej dyspensy (bowiem Zygmunt był prawnukiem Kazimierza Wielkiego, a Maria wnuczką jego siostry– narzeczeni mieli więc wspólnego prapradziadka: Łokietka).

Karol uzyskał nie tylko nadzieję na objęcie w przyszłości tronu węgierskiego przez swego średniego syna, ale także w 1373 r. zdobył wreszcie Brandenburgię, wykupując ją z rąk Ottona Wittelsbacha i przekazując formalnie swemu najstarszemu, 12-letniemu synowi, Wacławowi. W tym samym roku przyłączył Dolne Łużyce do Korony Czeskiej. Dysponując taką potęgą, skoncentrowaną dookoła Polski, z pewnością nie pozwoliłby jej na żadną samodzielność.

Dla Królestwa Polskiego panowanie Andegawena stwarzało tymczasem inną, oczywistą niedogodność. Król był zainteresowany sprawami swego imperium, które odciągały go jak najdalej od Wisły. Nie zapominał o Neapolu. Zaangażował się również w latach 1372-1373 w kolejną wojnę przeciwko Wenecji, która chciała odebrać Węgrom wybrzeże dalmatyńskie. Musiał coraz baczniejszą uwagę poświęcać na postępy Turków osmańskich na Bałkanach. Tam nie chciał zwłaszcza dopuścić do usunięcia wpływów węgierskich z Wołoszczyzny, skoro już wcześniej musiał pogodzić się z niepowodzeniem swej próby opanowania północno-zachodniej części Bułgarii. Na prowadzenie polityki zagranicznej związanej z polskimi interesami król nie miał czasu ani ochoty. Ewentualne poważniejsze zaczepki sąsiadów pod adresem Polski miał powstrzymywać sam autorytet i siła imperium Ludwika. To jednak, czego Kazimierz, król-gospodarz, na pewno nie puściłby płazem, król z Węgier uznawał za niewarte uwagi, bardzo peryferyjne sprawy. Pozostawił więc bez odpowiedzi najazd litewski (z Kiejstutem i Lubartem na czele), który zaraz po śmierci Kazimierza opanował zamek włodzimierski na Wołyniu i wyrwał związaną z nim ziemię ruską spod zwierzchności Królestwa Polskiego. Nie zareagował także na zajęcie przez Brandenburczyków zamku Santok na północno-zachodniej rubieży Królestwa.

Jednak to oddalenie monarchy od Polski miało jedną dobrą stronę, przynajmniej dla świadomych tej szansy elit politycznych, jakie reprezentowali Kurozwęccy i inni, co bardziej doświadczeni małopolscy panowie. Tą szansą było stopniowe organizowanie Polski do samo-rządu, do reprezentowania jej własnych interesów – tak jak postrzegały je owe elity oczywiście – wobec oddalonego monarchy, do postawienia mu warunków, które lepiej zabezpieczą owe interesy na przyszłość. Skoro Ludwik miał już córki, mógł zacząć myśleć poważniej o przedłużeniu andegaweńskiej sukcesji w Polsce. To jednak wymagało zmiany wcześniejszych umów z reprezentacją społeczeństwa polskiego, które przewidywały tylko męskie następstwo tronu w tej linii. A zmiana wymagała zgody „strony społecznej”.

Andegawenowie nie mieli problemu z pozyskaniem przychylności miast. Ludwik i jego matka gwarantowali nowe przywileje, zwolnienia z ceł, prawo składu m.in. Poznaniowi, Kaliszowi, Bieczowi, Sandomierzowi, Bochni, Nowemu Sączowi, Lublinowi, a nade wszystko Krakowowi. Stolica Polski, której wawelski zamek pozostawał centrum władzy regentki, wprost rozkwitała: przede wszystkim dzięki przymusowi drożnemu, czyli nakazowi nieomijania Krakowa oraz prawu składu, czyli obowiązkowemu wystawianiu towarów przez kupców przejeżdżających przez ten kluczowy węzeł z obszaru nadbałtyckiego, albo ze Śląska w kierunku regionu Węgier i dalej Morza Czarnego. Połączenie Polski z Węgrami było z punktu widzenia większości miast Królestwa na pewno korzystne. Trudno się więc dziwić, że już w roku 1373 poszczególne miasta zaczęły składać hołdy jednej z córek Ludwika jako nowej dziedziczce tronu polskiego.

Król Ludwik Węgierski z dynastii Andegawenów, syn Elżbiety Łokietkówny, władca Węgier i Polski. XIX-wieczna litografia według rysunku Aleksandra Lessera. Król Ludwik Węgierski z dynastii Andegawenów, syn Elżbiety Łokietkówny, władca Węgier i Polski. XIX-wieczna litografia według rysunku Aleksandra Lessera.

Trudniej było przygotować zgodę ze szlachtą na przedłużenie andegaweńskiej sukcesji. W każdym razie w Wielkopolsce. Elżbieta Łokietkówna, przystała na wysuwane przez szlachtę żądania restytucji dóbr, które poodbierał Kazimierz w opisywanej przez nas wyżej akcji poszerzania domeny królewskiej. Regentka powołała sądy restytucyjne, osobno dla Wielkopolski i dla Małopolski. W tej pierwszej jednak, mimo osobistej wizyty Elżbiety w roku 1372, rządy andegaweńskie nie znajdowały wciąż poparcia. Istotnym błędem personalnym było powierzenie funkcji starosty wielkopolskiego – Małopolaninowi, Ottonowi z Pilicy, herbu Topór. Ten zaufany doradca Kazimierza, od 1352 r. sprawujący funkcję starosty ruskiego, został decyzją Elżbiety przeniesiony w 1371 r. do Wielkopolski. Zamiast jednak usunąć polityczny ferment w dzielnicy, nowy starosta tylko go rozognił. Bez współpracy miejscowego rycerstwa nie był w stanie opanować narastającej plagi rozbojów na drogach. Rzeczywista anarchia narastała. Regentka oddała więc w drugiej połowie 1372 r. rządy na Wielkopolską w ręce nowego starosty, tym razem swojaka, Sędziwoja z Szubina, herbu Pałuka, podkomorzego poznańskiego i starosty gniewkowskiego oraz inowrocławskiego. On miał, jako lojalny współpracownik „stronnictwa andegaweńskiego”, a zarazem Wielkopolanin z rodu, uspokoić sytuację.

Musiał jednak zmierzyć się z nowym wyzwaniem, które uosabiał książę Władysław Biały. Kandydat opozycyjnie wobec Ludwika nastawionych żywiołów szlacheckich w Wielkopolsce spróbował najpierw wynegocjować coś dla siebie bezpośrednio na dworze węgierskim. Miał tam bowiem niespokojny książę Władysław bardzo poważne oparcie w postaci królowej Elżbiety Bośniaczki. Słynąca z wielkiej urody, kochana przez króla Ludwika i szczęśliwa już matka dwóch córek (gdzieś od późnej wiosny 1373 r. spodziewała się trzeciego dziecka, którym okaże się przyszła królowa Polski – Jadwiga), była siostrzenicą Władysława.

Siostra Władysława, księżniczka kujawska Elżbieta, wyswatana została przez niezwykle wpływową pod tym względem na dworze węgierskim królową matkę, Elżbietę Łokietkówną, za bana, czyli księcia Bośni, Stefana II Kotromanicia. Ich córką była właśnie Elżbieta Bośniaczka. Proszę uważać na zawrót głowy od nadmiaru Elżbiet. W czasach rządów Ludwika Węgierskiego liczą się te dwie: jego matka (Łokietkówna) oraz ostatnia żona, zwana Bośniaczką. Na obie te krewniaczki, zwłaszcza na siostrzenicę, liczył też zapewne książę Władysław Biały. Ale się przeliczył. Żona Ludwika nie mogła działać wbrew oczywistym interesom męża. Zdesperowany książę przybył więc potajemnie, we wrześniu 1373 r., do Gniezna i w ciągu kilku dni opanował, niemal bez walki, miasta i zamki w Gniewkowie, Włocławku, Złotorii (tuż obok krzyżackiego Torunia) i Szarleju nad Gopłem. Starosta Sędziwój z Szubina, jak zanotował kronikarz (Janko), „jęknął z boleści”, ale długo nie rozpaczał, tylko zebrał szybko wojsko i zamki oraz miasta kujawskiego pogranicza odzyskał. Książę Władysław czmychnął pod opiekę panów von Osten, za północno-zachodnią granicę Wielkopolski, do Drezdenka. Postanowił czekać tam na następną okazję. (...)